W restauracjach często znajdowały się zbiorniki z których poławiano skorupiaki żeby je bezpośrednio przyrządzić lub też sprzedać żywe na wynos. Zdarzyło mi się usiąść obok takiego basenu. W chwili połowu wystraszone stworzenia uciekając, wyskakiwały niemalże na mnie, co stanowiło przykry widok.
Za to wszędzie trafialiśmy na pyszne jedzenie (fakt, że zwykle sugerowaliśmy się opiniami w internecie). Świeże, lokalne składniki, dania i desery oparte na mleku kokosowym i mango wpisywały się idealnie w nasze preferencje.
Gdzieś na ulicy trafiliśmy na sowy rodem z Twin Peaks.
ale niebo!
ps. zostałaś jednorożcem? :)
moje drugie ja to lis, ale zamieniam się też czasem w kotorożca;)
Poza słońcem – którego nie widziałam tak dawno, że wcale nie jestem pewna, czy nie jest ono aby tylko legendą – urzekły mnie sówki :) Coś mają w oczach ;)
Ale tam widoki! A te sowy z jednej strony wyglądają uroczo :) A co do talerzyków – w biedronce je znalazłam, często w mniejszych je jeszcze mają :)
Przez te zdjęcia zachciało mi się lata, wakacji i ciekawych podróży :) Mam już dość zimy i wiele oddałabym za oglądanie takiego krajobrazu!
Kocham twoje zdjęcia jedzenia. :D Chociaż sowy najbardziej mnie intrygują.
Do twarzy ci z rogiem :)
skały rozsiane pośród wód są chyba jednym z najbardziej urzekających widoków świata :)
wiadomo Ci może, skąd się biorę te kuleczki (na) piasku?
tak, wszędzie były dziurki w piasku w których chowały się maleńkie kraby (chyba podczas wykopywania tworzyły te kuleczki), gdy szło się plażą kraby chowały się w te otwory tak szybko i sprytnie, że (na szczęście!) nie dało się na nie w ogóle nadepnąć