OCTOBER 16, 2014

Eddie Vedder – Rise (Into the Wild)


Gdy po przyjeździe z lotniska postawiłam nogę na amsterdamskiej ziemi, towarzyszyła mi myśl w rodzaju “totalny obłęd”. Plaga ludzi na rowerach, poruszających się wszędzie, we wszystkich kierunkach. Niemal najeżdżające przechodniów tramwaje, wrażenie nieustannego ruchu, czysty chaos.
Poczułam się oszołomiona, nadmiar bodźców źle na mnie działa. A jednak wraz z każdą przebytą ulicą rósł mój entuzjazm.
Nie mając jeszcze żadnego planu postanowiliśmy trochę bez celu pokręcić się po mieście, chłonąc atmosferę.


Nad ulicami unoszą się opary marihuany. Bez znaczenia czy akurat czeka się na tramwaj czy zmierza do muzeum, wszędzie czuć charakterystyczny zapach.


Cały sklep wypełniony największym spożywczym dobrem, mianowicie serem Old Amsterdam.



Muzea figur woskowych zawsze wydawały mi się w jakiś sposób odrażające. Prawdopodobnie nie pojmę fenomenu ich popularności.




W Amsterdamie koniecznie trzeba spróbować pysznych, holenderskich serów. Zadanie nie jest trudne, ponieważ w każdym sklepie z serami można degustować wszystkie smaki. Często niepozorne z zewnątrz sklepiki, w środku okazywały się prawdziwym serowym królestwem.






Na ulicach ujrzeliśmy mnóstwo oryginalnie, a często przedziwnie ubranych osób w każdym wieku. Trochę jak na nowojorskim fashion weeku, tylko swobodniej i autentyczniej. Niestety w tłumie nie udało mi się za bardzo nikogo ustrzelić.


Wafle z syropem miodowym, po spróbowaniu obowiązkowo musieliśmy się w nie zaopatrzyć.

Na każdym kroku trafia się na coffee shopy czyli puby w których można zakupić miękkie narkotyki. Dostępne są również specjały jak ciastka z marihuaną czy nawet czekolada.


cdn.