MAY 6, 2018

Ko Samui (cz. 3)

Spencer Davis Group – Keep On Running

A wieczorem..

Bary, kluby i dyskoteki przy plaży wypełniały się ludźmi, oferowano wszelkie atrakcje, odpalano fajerwerki. My akurat unikaliśmy tych miejsc wybierając spokojniejsze zakątki.





Ko Samui to jedyne miejsce w Tajlandii gdzie nie doświadczyliśmy silnych pływów morskich. Plaża i morze za dnia jak i w nocy nie wydawały się różnić. Mogliśmy więc po zmroku korzystać z kąpieli i spacerów w płytkiej wodzie.


W pobliżu naszego hotelu trafiliśmy na skromny pub z dobrą muzyką. Któregoś wieczoru odbywał się tam koncert. Wokalista miał genialny głos i pięknie grał na gitarze. Covery w jego wykonaniu brzmiały często lepiej od oryginału. Nie miałam ze sobą aparatu, ale nagrałam telefonem kilka utworów. Ich ponowne odsłuchiwanie przenosi w miejscu i czasie.









Na plaży można było między innymi spotkać pana sprzedającego wszelkie środki odurzające. Ofertę przedstawiał w obszernym katalogu, które z daleka miało chyba udawać menu restauracji.



Wyruszamy na miasto.


W nocy na ulicach robi się głośno i kolorowo. W centrum stoją zabytkowe samochody przybrane wymyślnymi kompozycjami świateł. Z wnętrza dobiega muzyka elektroniczna. Wszędzie piętrzą się stragany i garkuchnie. Spróbowaliśmy pysznych naleśników z mango, których sposób przygotowania budził spore wątpliwości, ale nie odczuliśmy żadnych dolegliwości po spożyciu. Ladyboys witają przechodniów z szerokim uśmiechem. Jako, że mam słaby radar do takich rzeczy uznałam je za kobiety, dopiero po chwili nasunęła mi się myśl “skąd w tym miejscu tyle atrakcyjnych, znacznie wyższych ode mnie kobiet”;)





Lody z duriana i jeśli dobrze pamiętam z marakui.